Tknęło mnie i sprawdziłam, jaka jest definicja słowa „wiara”. Tak często słyszę: Asia, ja to wierzę w to i to. Bardzo w to wierzę. W tę metodę pracy, tego Boga, tę technologię, ten sposób życia.
No i co czytam w definicjach?
Wikipedia mówi:
To nadawanie dużego prawdopodobieństwa prawdziwości twierdzenia w warunkach braku wystarczającej wiedzy. Wiara jest ważnym składnikiem nadziei.
Słownik oksfordzki tak:
Silne przekonanie w doktrynę religijną, oparte bardziej na przeświadczeniu niż na dowodach.
A dr Brené Brown licząc się z potencjalną krytyką świata naukowego zdefiniowała to tak:
Wiara to obszar pokryty tajemnicą. To obszar w którym znajdujemy odwagę, żeby uwierzyć, w coś czego nie widać i siłę by puścić lęk biorący się z niepewności.
No i zastanawiam się skąd w nas taka ułuda wiedzenia rzeczy i widzenia świata na pewno. Skąd nęcąca iluzja wiedzy na 100% i pewności, że to jest TA jedyna prawda.
Obserwuję to przy okazji różnych teorii, hipotez czy wszelakich religii. A przecież cały cud wiary polega właśnie na tym, że WIERZYMY a nie wiemy na pewno.
Piszę o tym, bo martwi mnie zacietrzewienie i twardość w postawach, które nosimy w sobie a które nie dopuszczają elastyczności, otwartości, niejasności, szarości czy zmienności. I to dotyczy nie tylko wyznań religijnych, polityki ale też chociażby słuszności niektórych teorii naukowych, myślenia o nas samych i co ciekawe obserwuję to również w obszarze rozwoju osobistego:
- A to, że tylko ta metoda słuszna a inne głupie.
- A to, że tylko jak to i tamto to będziesz miał efekt.
- A to, że stosowanie tego a nie stosowanie tamtego jest bez sensu albo właśnie tylko to ma sens.
Ja wiem, nawet pisałam niedawno, że tęsknimy za przewidywalnością i pewnością w tym niepewnym i nieprzewidywalnym świecie. Ale na hipokryzje zakłada wierzenie w coś, co uznajemy za jedyne słuszne. Bo skoro to coś jest jedyne słuszne, to nie trzeba w to wierzyć. Wystarczy wiedzieć.
I chyba wraca jak bumerang temat radzenia sobie z niedookreślonością, porzucaniem 0-1 sposobu myślenia, widzenia świata czarno-białym. To może przerażać... bo jeśli porzucimy sztywność to zostaje „tylko” wiara i zaufanie do tego, co czujemy - no i „o zgrozo” zaufanie sobie. A tego boimy się bardzo. Kto wie, czy nie najbardziej?
I kompletnie nie wiem, dlaczego przed długim weekendem Wam akurat o tym piszę, ale WIERZĘ, że właśnie o tym miałam napisać.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.