Są takie dwa tematy, które sprawiają, że jako „człowiek od rozwoju” myślę sobie, o-jacie-nie-mogę-normalnie-trza-uciekać - czyli coś w stylu ruuuuun for your life!
Jedna to taka (jak już pewnie wiecie), że nie jestem fanką szybkiego rozwoju osobistego zamkniętego „w trzech prostych krokach”, trwającego 21 dni ani zaklętego w ośmiu tajemniczych zasadach prowadzących do sukcesu i krainy wiecznego szczęścia.
Jestem za to fanką przyrody (dziś Dzień Ziemi!). Wierzę, że z rozwojem jest dokładnie tak jak z przyrodą. Rozwój trwa, ma swoje etapy, ma swoją kolejność, ma swoje tempo, ma swoje burze i ma swoje słońca, deszcze i susze, zimę i lato. Można powiedzieć, że wierzę w taki naturalny, organiczny rozwój. Tak jak jest (mówiąc po staropolsku) organic-food czy slow-life tak myślę, że jest slow-organic-growth - czyli rozwój harmonijny i naturalny. A zaburzanie tego rytmu albo przyspieszanie go w imię przeświadczenia, że tylko szybki efekt świadczy o skuteczności rozwijającego i rozwijanego, jest najzwyczajniej w świecie niebezpieczne i w jakimś sensie nie-fair.
Ale jest jeszcze jedna rzecz, która mnie trochę rozśmiesza ale bardziej to osłabia w tym całym szaleństwie coachingowo-rozwojowym. Chodzi o „BĄDŹ SOBĄ”!
To chyba najczęstsze hasło poradnikowe jakie widzę i słyszę w rożnych odsłonach - gazetach, programach, poradnikach, „inspirujących grafikach” na fb. To w sumie fajne i chwytliwe hasło, tylko skąd my cholera mamy wiedzieć, kim tak naprawdę jesteśmy. I jak być sobą, kiedy tyle rzeczy dookoła mówi nam, kim mamy być, jak wyglądać, co jeść, gdzie i jak mieszkać, jak i kiedy uprawiać sex, jaki zawód wykonywać, w co wierzyć.
Gdybym nadal bezkrytycznie słuchała (bo słuchałam oczywiście) tego, co przychodzi z zewnątrz: z gazet, filmów, telewizji, religii, otoczenia bliższego i dalszego czy wszelakich norm społecznych to moje „bycie sobą” oznaczałoby, że mam:
- schudnąć przynajmniej z 5kg
- wybrać inne, takie bardziej „życiowe studia”
- nie smucić się tylko stale tryskać radością
- nie wydawać tyle na rozwój własny
- 10 lat temu mieć już dwójkę dzieci
- kupić wreszcie samochód
- nie zmieniać pracy
- nie rozgrzebywać przeszłości na terapii
- wierzyć w jedyną słuszną religię
- Itd., itd., itd.
Tak łatwo można się w tym pogubić i zatracić własny wewnętrzny kompas. Tak łatwo uznać te zewnętrzne pomysły za „własne”, choć głęboko, gdzieś tam w środku czujemy, że one są „nie nasze”.
No więc dziś tutaj ostrzegam, że wstępując na ścieżkę rozwoju osobistego zgadzamy się jednocześnie na to, że być może odkryjemy, że 10-20-30-60% nas, to tak naprawdę nie my - i to może być bardzo bolesne odkrycie. Bolesne, bo „nagle” orientujemy się, że:
- Ci nasi znajomi od lat nie są tymi, z którymi chcemy spędzać czas
- relacja małżeńska, partnerska, zawodowa, którą mamy przechodzi w wyniku rosnącej naszej samoświadomości bolesną transformacje i nie wiadomo, czym się zakończy
- żyjemy inaczej niż chcieliby nasi rodzice, dziadkowie, rodzina i będziemy tymi, którzy stali się jacyś „dziwni”
- wolny czas, pieniądze i energię chcemy przeznaczać na coś zupełnie innego, niż „wszyscy”, co nie pozostaje bez komentarza.
Przyglądanie się swojej tożsamości to piękny i cholernie bolesny proces, który trwa. To stan rozkładania siebie na części i oglądanie ich z zewnątrz z powracającym pytaniem „Czy to naprawdę ja?”. A to dość „niebezpieczne” pytanie, bo porusza strunę, na której wybrzmiewa potrzeba przynależności. Potrzeba Potęga. I tu właśnie wkracza odwaga, której potrzebujemy, żeby w ogóle zabrać się do takiej pracy wewnętrznej, wytrwać w niej i na bazie jej odkryć poskładać siebie i swoją rzeczywistość na nowo. Poskładać po nowemu. Poskładać po swojemu.
I też nie chodzi o to, żeby już nigdy, nikogo i niczego nie słuchać. Chodzi o mądre słuchanie, uważne i krytyczne. O sprawdzanie "czy to jest moje?".
Aha i to nie jest jednorazowa robota. I to nawet nie jest robota, która ma swój koniec. Ona jest na zawsze. Bo pytanie o to, kim jestem jest aktualne każdego dnia. Wczoraj byłam inna niż jestem teraz, a jaka będę jutro dowiem się, jak skończy się dziś. Rozwój osobisty to zgoda na wieczne „nie wiem - szukam”.
Życzę nam wytrwałości, odwagi i cierpliwości na drodze słuchania, wybierania i przemierzania tysiąca kroków w kierunku wolności bycia sobą.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.