To do wszystkich, którzy są na terapii. Ale też tych po terapii. W trakcie i tych w trakcie przerwy. No i oczywiście tych przed terapią. Bo... z terapią jest trochę tak jak z „backupem” - ludzi dzielimy na dwie grupy: tych którzy robią backup i tych, którzy będą go robić.
A propos backupów. Róbcie go. A propos terapii... Idźcie. Po prostu idźcie. Niedawno domknęłam swoją. Kolejną w toku edukacji własnej. Poszłam na nią, bo chciałam lepiej zrozumieć i przyjrzeć się mojej relacji z Tatą. Choć w sumie to w tym procesie relacjom w ogóle z mężczyznami. Miesiące a nawet lata trudnych pytań i jeszcze trudniejszych odpowiedzi, łez odkryć i śmiechu rozwiązań.
Tę terapeutkę poleciła mi koleżanka po fachu. Zawsze chodzę z polecenia. Zmieniam nurty, ale tropu dotarcia nigdy. Mówię z czym się mierzę i szukam klucza trafienia na właściwą osobę. Oprócz dwóch pierwszych (liceum i studia) to trafiałam pięknie. Pracowałam psychodynamicznie, poznawczo-behawioralnie, humanistycznie, a ostatnia terapia była terapią schematów. Dla niewtajemniczonych to tak jakby języki poznawania siebie. Soczewki przez które przyglądamy się sobie. Nie ma lepszych i gorszych. Są bliższe i dalsze. Na ten czas albo na inny.
Ale jak we wszystkim trzeba czuć chemię z tą osobą. Bo to z nią u boku będziemy stawać twarzą w twarz z najtrudniejszymi pytaniami o naszą tożsamość. To ta osoba będzie świadkiem naszego rozpadu i ponownego składania się. To z jej pomocą będziemy zaglądać w ciemne zakamarki siebie i rzucać światło na to, na co nie mieliśmy odwagi nawet spojrzeć.
Terapeuta to taki katalizator. Nie jest składnikiem chemicznym, a bierze udział w reakcji. Pamiętam sesje, na których płakałam jak bóbr. Pamiętam te, na których śmiałyśmy się obie do łez. Pamiętam też, kiedy robiłyśmy wszelakie wizualizacje. Pamiętam jak ze mną przeklinała. Pamiętam, jak rozumiała, choć nikt nie rozumiał. Pamiętam, jak popłakała się ze mną słuchając powieści o tirze wjeżdżającym we mnie. Pamiętam jak mówiła, że jestem skarbem. Pamiętam, że przeżywała za mnie złość, aż ja byłam wreszcie na nią gotowa.
Idźcie na terapie. Najlepiej tak co 4-5 lat. Dla udrożnienia kontaktu ze sobą. Żeby nie tylko odzyskać siebie, ale głównie po to, żeby siebie nie stracić.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.