Dziś prowadziłam warsztaty podczas których wywiązała się dobrrrrra dyskusja o przepraszaniu. Cóż to jest za kompetencja. O panie!

Jest to wręcz kosmiczna umiejętność, z którą radzimy sobie różnie, raz lepiej raz gorzej. O niej sporo się mówi. Ale istnieje też jej siostrzana umiejętność, która jest równie ważna, jeśli nawet nie ważniejsza. Mam na myśli umiejętność przyjmowania przeprosin.
To taki tkliwy moment, w którym można bardzo wiele zyskać albo bardzo wiele stracić. To moment uchylonego serca, które można w sekundę zranić. To moment, w którym odsłonięte powierzchnie pulsującego życia dają nam możliwość wyboru: utul nas delikatnie albo zrań od nowa.
To są te momenty, kiedy tak łatwo by było pozostać przy swoim i jeszcze komuś dowalić. Tylko po co? Dla chwilowej ulgi, która jest iluzją, bo tak naprawdę w każdej relacji jesteśmy, jej częścią. Jesteśmy składową dokładnie tego systemu, który ranimy, więc jeśli coś zrani system, to automatycznie zrani nas. Terry Real, psychoterapeuta par i rodzin, podkreśla, że my nigdy nie jesteśmy poza systemem. Zawsze jesteśmy czegoś częścią. "Ja" nie istnieje bez "my".
Więc kiedy chcemy jeszcze sobie "użyć" w momencie przeprosin drugiej osoby, to tracimy bezpowrotnie możliwość porozumienia, wzajemnego wzrostu, wzmocnienia tego, co nas łączy. Odbudowania mostu.
To ogromna sztuka stworzyć przestrzeń dla przeprosin. Trzeba schować ego. Uciszyć krytyka. I włączyć zaufanie, że ten akt odwagi z tamtej strony jest zaproszeniem do porozumienia a nie szansą na dogrywkę. A to bywa bardzo trudne do powstrzymania. Ale zamykanie się na przeprosiny to droga donikąd.
Na dni które przed nami, proponuję takie zadani: jeśli ktoś was przyjdzie przeprosić, zróbcie mu/jej miejsce i zobaczcie, co staje się możliwe.

Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.