Wyznawana religia jest jak wartości. Każdy ma swoje i nie ma sensu przekonywanie do własnych.
Bóg, Moc, Wszechświat, Serce - cokolwiek tam jest przypomina nam o sekwencji śmierć/życie/śmierć/życie. W ciągu naszego życia wielokrotnie umieramy i odradzamy się choć często nie lubimy tych przejść. Boimy się śmierci, końca, pożegnań. Ale bez końców nie ma początków, nie robi się miejsce na nowe.
Zdaję sobie sprawę, że to może brzmieć tak pierdu pierdu, duże, okrągłe, ładne słowa... nawet bardzo ładne od święta ale bardzo brzydkie na co dzień. I tak. Racja. Bo ta śmierć/życie w ciągu tygodnia, w praktyce, w życiu łatwa nie jest. Ta śmierć może dotykać, czegoś, co stało się już naszą tożsamością - a zmiana tak głęboka jest niewygodna, bolesna, trudna. Więc to metaforyczne odrodzenie nam potrzebne może wymagać, żebyśmy np.:
- pogrzebali ocenianie a powitali życzliwość
- uśmiercili chęć krytykowania wszystkiego, co jest inne, a odrodzili ciekawość
- pozwolili odejść przekonaniu, że mamy jedyną słuszną rację a obudzili myśl, że świat nie jest zero-jedynkowy.
Dlatego też niezależnie od tego, czy i co wyznajecie, w co wierzycie albo nie, jak się nazywa ta religia, której tajemnice zgłębiacie, to życzę nam na ten najbliższy czas:
- uśmiercania części siebie, które nam nie służą
- pielęgnowania nadziei na jasność, która wymaga oczyszczenia
- niezłomnej wiary w dobro, które zwycięża
- odwagi oswajania własnego cienia.
Życzę nam odważnego wewnętrznego ODRODZENIA.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.