Świadomość zmienia dużo, ale niestety nie zawsze uratuje nas przed schematami, pułapkami, grami, pomyłkami. Gabby Bernstein, którą już znacie z mojego cyklu wywiadów „Talk to me!” mówi: nie liczy się ile warsztatów, terapii, coachingów czy odosobnień mamy za sobą. Liczy się to jak szybko wracamy do stanu harmonii i przejrzystej świadomości, po tym jak zabłądzimy. Dodałabym, że nawet nie tyle, jak szybko, ale jak sprawnie.
Swoją drogą, mój zacny kolega Aithan Shapira, wykładowca MIT, powiedział mi kiedyś: Dżoana, żeby sprawdzić jak bardzo jesteś już świadomy/zen/uduchowiony/rozwinięty wewnętrznie, pojedź do domu rodzinnego na święta ;-)
Świadomość mi pomaga bardzo. Buduję ją w sobie a nawet żyję z tego, że pomagam budować ją u innych. Ale te trudne sytuacje są jak grawitacja, działają na nas wszystkich. Na psychologów i psycholożki też. Innymi słowy z niektórych moich zachowań, reakcji, wypowiedzi nie jestem dumna. Mówię Wam, kiedy tylko włączy mi się lęk, popełniam błędy zacnie jak pierwszoklasistka w szkole życia. Raz, dwa, trzy i włącza się program przetrwanie a nie świadome budowanie. Wtedy, chuj tam i nie pamiętam o emocjach, potrzebach, mówieniu za siebie. Nie pamiętam o NVC, bo strasznie długie te formułki i myśleć trzeba a ja tu muszę się bronić i winę przerzucić, żeby zagrać ofiarkę. Sami wiecie. Pfffff.
Marzy mi się bym mogła zawsze i wszędzie w 100% świadomie wchodzić w sytuacje, które są wyzwaniem, potem świadomie w nich być albo w ogóle świadomie wybierać inną drogę a nie znakomicie uklepaną drogę dawnego schematu.
Czyli zamiast wpadać w najbardziej banalne pułapki w stylu: ty ciągle, ty zawsze, ty nigdy odnieść się do tego konkretnego zdarzenia.
Zamiast skręcać w stronę lęku, która pisze bardzo wyraźne tyle, że nierealne scenariusze, wybierać te optymistyczne i nam sprzyjające.
No i zamiast robić własne jakże prawdziwe, jedyne, słuszne założenia i tak bardzo im wierzyć, że ślepo nimi podążać, najpierw je zweryfikować i dla lepszego zrozumienia drugiej strony sparafrazować.
Pocieszam się, że jednak miarą postępu wewnętrznego rozwoju nie jest to, że tego nie robisz w ogóle ale jest to, żeby kiedy raz upadniesz to kolejnym razem wybierasz lepiej i sprawniej wracasz. Bo po co odrabiać te same lekcje po dwa razy. Raz a dobrze wystarczy.
A mostem powrotnym do siebie i do drugiego w relacji są te trzy moce: świadomość, przeprosiny i chęć nauki. A teraz zdanie dla nas wszystkich tutaj na tej ścieżce rozwoju… nawet jak się to wszystko wie to i czyta te książki, i medytuje, i oddycha, i tańczy intuicyjnie, i je warzywa, i praktykuje życzliwość to i tak się co któryś tam raz spierdoli rozmowę i to jest... OK. Nie, że od razu miłe i przyjemne, i fajne, ale takie dni, takie rozmowy, takie momenty też będą.
I jak dowiedziałam się ostatnio od Eweliny Stępnickiej, cytującej The Work of Byron Katie - po beznadziejnej jakiejś naszej reakcji/zdarzeniu chodzi o to, żeby powiedzieć: nie mogę się doczekać, kiedy to zdarzy się ponownie… żeby moc wybrać lepiej.
PS To ryzykowne przyjaźnić się ze Stępnicką, bo jak Ci przypieprzy taką mądrością, to klękajcie narody. A tak serio to dzięki Ewelina!
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.