Wczoraj płakałam. Długo nie znosiłam płakania. W sobie i w innych. Płakanie było dla słabeuszy. Powrót do płakania zajął mi kilka lat. Nie mogłam się rozpłakać. Jakby coś we mnie wyschło. Powrót do tego najpierw był koślawy, dziwaczny, smutny. Ale potem coś się zmieniło.
Teraz płacze dużo. I często. Na filmach. Na warsztatach. Na reklamach. Jak widzę podwodny świat albo lecąc samolotem. Na śniadaniu. Na kolacji. Na Dirty Dancing i na Pianiście. W nocy i w dzień. W spokoju i w chaosie. W pandemii i bez. A kiedy wpadam w pułapkę myślenia, że nie ma czasu na mazgajenie się, to przypomina mi się Marianne Williamson, która powiedziała kiedyś:
Dzień ma dużo godzin. Najpierw sobie popłacz a potem wróć do pracy.
No to wróciłam.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.