Staropolskie słowo self-compassion nie ma dobrego odpowiednika w naszym języku. Niestety. Tłumaczy się to jako samowspółczucie, ale jakoś nie czuję, że to najlepsze. Współczucie po polsku ma jakiś taki wydźwięk ofiary. Politowania. Jest deficyt dobrego tłumaczenia tego słowa.
Ale już łatwiej mi to rozumieć a potem tłumaczyć innym jeśli opisuję self-compassion jako zjawisko. Bo to chodzi o coś takiego jak: bycie dla siebie takim kimś, kim jesteśmy dla osób, które kochamy.
Dr Kristin Neff prowadziła i nadal prowadzi szerokie badania nad self-compassion na uniwersytecie Austin w Teksasie. Mówi, że self-compassion to trzy elementy:
- self-kindness czyli łagodność dla siebie
- mindfulness czyli uważność
- common-humanity czyli poczucie, że jesteśmy wszyscy połączeni.
Jeśli ani definicja ani opis do kogoś nie trafia i nadal nie rozumie, o czym ja kurde mol, bo to jakiś kosmos ta czułość dla siebie, to sięgam po najcięższy kaliber!
Mówię wtedy tak, że jest takie amerykańskie powiedzenie na nie-dowalanie sobie, które brzmi: Don’t kick the puppy! Czyli: weź nie kop szczeniaczka!
A każdy z nas szczeniaczka ma w sobie niezależnie od tego czy jest dojrzałym ojcem, studentką, poważną mamą, 60 letnim mega-hiper-inżynierem, 15 letnim chłopakiem, dyrektorem, lekarką, bibliotekarzem czy wędkarzem. Każdy z nas ma w sobie taką czułą część, której kopać nie wolno. Nigdy.
No więc, kiedy następnym razem będziecie chcieli sobie samym dowalić, to mówię STOP. Nie kopać mi tam szczeniaczka!
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.