W mocniejszych emocjonalnie chwilach mojego życia odkrywam w sobie kosmicznie szybszy dostęp do słowa. Łatwiej mi wtedy pisać. Czuję wtedy, jakby przez palce dosłownie przeciekały mi słowa, zdania, akapity i całe teksty. Jakby z większą łatwością wypływały ze środka i jedyne co muszę zrobić to nadstawić wiaderko, garnuszki, miski, żeby skapywały w te naczynia, z których potem będę czerpać. Więc nauczyłam się, żeby wtedy pisać, pisać, pisać. Nie myśleć, tylko pisaaaaać! Więc uwaga piszę. Gotowi?
No to teraz było tak:
Siadam do tego tekstu (tak naprawdę do innego, który mam oddać w poniedziałek ale wiecie… prokrastynacja to wynalazek na miarę internetów, koła, klimatyzacji - jezuuuuu ja nawet teraz przedłużam tymi przykładami ;) więc grzech nie skorzystać). Korzystam więc i myślę więc jestem: OK to napiszę na fb szybciutko i potem już siadam do tego tekstu. Siadam, piję kawę, myślę i słyszę zdumiona w tle mojej głowy taką oto rozmowę:
- Mówi do mnie perfekcyjna część planująca wszystko idealnie, taka wiecie z chirurgiczną precyzją: Asia tylko raz dwa, bo tak naprawdę powinnaś pisać tamto. Jeśli zaczniesz teraz to masz na to maksymalnie 46 minut. Czas start.
- Odpowiada jej wyluzowana część mnie: O dżizaz, dziewczyno wyluzuj, jest tyle czasu, całe mnóstwo czasu na wszystko. Czas to subiektywne pojęcie. Nie wiadomo jak je mierzyć, umówiliśmy się na zegarki ale to takie ramy społeczne z których trzeba się uwolnić. Pisz co czujesz, pisz co ci serce dyktuje a nie deadline’y. Serce, nie rozum.
- Na co ta odpowiedzialna cząstka mnie włącza się radośnie do dyskusji jak uczeń pierwszej klasy pierwszego września z nowym długopisem i elementarzem w dłoni i mówi do tej wyluzowanej: Przepraszam, że się wtrącam ale chciałam zauważyć, że jest 18:30 i tego czasu ubywa, więc nie ma go więcej, jest go mniej. Może więc zamiast fb otworzymy ten plik w wordzie i zaczniemy dokańczać słowa, zdania a może nawet cały artykuł.
- Do tego zza rogu wychyla się moja część, która nie jest żadną z powyższych, tylko po prostu lubi was tu na fejsbuku i lubi z wami rozmawiać i pisze spod tych samych palców: Zrobimy tak. Napiszemy na fb, bo dlaczego nie. Potem zamówimy drugą kawę, bo dlaczego nie. Potem napiszemy artykuł, bo dlaczego nie. A potem oglądniemy Netflix, bo dlaczego nie. Aha a wcześniej otworzymy lody sernikowe, bo dlaczego nie?
- i ja jej odpowiadam: tak zrobimy, bo dlaczego nie!
Więc uwaga leci do Was tekst z tej części mnie, która kocha do Was pisać. Ciach!
Najpierw spod palców wystukuje takie zdanie: Ostatnie lata to dla mnie głównie lekcja mówienia żegnaj, do widzenia. Ale potem myślę sobie: Bzduuuuura Chmuuuuuraaaa (z naciskie na „bz” i „ch”) To nie jest prawda moja droga, bo za KAŻDYM Twoim „do widzenia” stoi „witaj”.
I kiedy już prawie czuję olśnienie na miarę buddyjskiego oświecenia w blasku księżyca przychodzi myśl: Sztuką jest chyba jak z tym naszym życiodajnym oddechem, biorąc wdech ufać, że będzie wydech. No i tak przekładając te mądrości na jedną myśl, którą powtórzę za moją mądrą koleżanką Dagmarą: puszczaj!
To co nas gubi to trzymanie się kurczowo czegoś. Myśli, relacji, emocji, miejsca, czasu, domu. Chcemy zatrzymać to, co ma być w ruchu.
Krew krąży, tak? Tak.
Rzeki płyną, tak? Tak.
Ziemia się kręci, tak? Tak.
To czemu życie Joanny Chmury (czysto hipotetycznie - używam tutaj na potrzeby stworzenia postaci ;)) i wszystkich nas tutaj na tym profilu miałoby stać w miejscu? Why ja się zapytuję (łaaaaajjjjjjj z naciskiem na „ła”)? Wszystko potrzebuje być w ruchu, bo wtedy żyje. Jak jest bezruch, to jest śmierć. A ja jeszcze nie chce umierać. I to nas wiedzie moi drodzy wy najdrożsi do wniosku, że życie to sztuka trzymania i odpuszczania. Otwierania i zamykania. Kurczenia i rozkurczania. Witania i żegnania właśnie.
Ha!
I to są nasze kolektywne doświadczenie bo jak jestem z Wami na warsztatach i razem wędrujemy w tych jaskiniach ciemnych pełnych skarbów to raz ciszej, raz głośniej mówicie:
- żegnaj niepewności, witaj wolności
- żegnaj wolności, witaj niepewności
- żegnaj miłości, witaj mądrości
- żegnaj mądrości, witaj miłości
- żegnaj wątpliwości, witaj pewności
- żegnaj pewności, witaj wątpliwości.
Żegnaj, witaj, żegnaj, witaj, żegnaj, witaj.
Bo my w życiu ciągle coś żegnamy i ciągle coś witamy, tak przynajmniej 100 razy:
- żegnamy dzieciństwo, witamy dorosłość
- witamy młodość, żegnamy starość
- żegnamy zdrowie, witamy chorobę
- witamy bezdzietność, żegnamy gniazda
- żegnamy niewinność, witamy grzeszność
- witamy siebie, żegnamy ciebie
- żegnamy mieszkania, witamy domy
- witamy miasta, żegnamy wsie.
Żegnaj, witaj, żegnaj, witaj, żegnaj, witaj.
Żegnaj deadlinie, żegnaj praco, żegnaj zleceniu ;)
Witaj nieprzespana nocy, witaj zegarze nieubłaganie wbrew fizyce odmierzający czas, witaj radości spontaniczności :)
Witaj CZYTELNICZKO/CZYTELNIKU który dotrwałeś do końca ;) a teraz żegnaj idę pisać ten tekst, który powinien był powstać jako pierwszy ale przecież drugie miejsce też jest na podium...
Rety, chyba dalej prokrastynuję...
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.