Marianne Williamson, które od kiedy trafiłam na jej książkę "Wartość kobiety", nie przestaje mnie bosko dręczyć swoim sposobem patrzenia na świat.
W jednej ze swoich książek pisze tak:
"Czy celem związku może być wyciągnięcie na powierzchnie naszych głęboko ukrytych ran? W jakimś sensie tak, bo tak wygląda proces uzdrawiania tych ran. Ciemność musi zostać wyciągnięta na światło dzienne, żeby transformacja mogła się dokonać. Celem intymnej relacji nie jest to, żeby była ona miejscem, w którym możemy się schować przed swoimi słabościami. To ma być miejsce, w którym właśnie od nich się uwalniamy. A to wymaga siły i charakteru, żeby tak prawdziwie zanurzyć się w magię intymnej relacji z drugim człowiekiem. To wymaga ogromnej siły, żeby przejść przez swego rodzaju operację na swojej psychice. To swego rodzaju emocjonalna, psychologiczna a nawet duchowa inicjacja w kierunku wyższego ja. Dopiero wtedy możemy poznać magiczne zaklęcie dające trwałość relacji."
Więc kiedy nasze cienie: nieproszenia o pomoc, wycofywania swoich potrzeb, niemówienia o tym, co czuję, przykrywania złości czymś innym, chłodu emocjonalnego itd., itd., itd. chcą dojść do głosu, to obyśmy byli w relacji, która właśnie po to powstała, żeby te ciemności pięknie oświetlić. Bo jak mówi Marianne Williamson, związek jest jak nauczyciel. Dostajemy takie, jakich potrzebujemy najbardziej, żeby wejść na wyższy poziom siebie. Bliższy poziom siebie samych.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.