Moja terapeutka przyjmuje akurat w okolicy jednej z większych galerii handlowych w Wawie. Ergo, więc, dlategoż jeśli jadę do niej samochodem, to parkuję na galerianym (galeriowym?) parkingu. Dziś też tak zrobiłam. Błąd. Błąd. Błąąąąąd. No bo zanim znalazłam miejsce parkingowe, to szukałam go w prawo, w lewo, z tyłu, z przodu chyba z 30 minut.

Nie mogłam w to uwierzyć, ile ludzi tam było. W mojej prywatnej skali szacuję, że jakiś miliard milionów miliardów, ale ponieważ to moja prywatna nomenklatura, to po powrocie do domu sprawdziłam w dojrzałych liczbach, jak to w prawdziwych statystykach wygląda i otóż:
- 113 000 metrów kwadratowych powierzchni galerii czyli znowu w mojej statystyce miliard milionów miliardów (już łapiecie te liczby, co nie?)
- 4000 miejsc parkingowych - przeliteruję, dla szybko czytających cztery tysiące - four (ang. fołr). Cztery - t-y-s-i-ą-c-e a innymi słowy miliard milionów miliardów
- 260 sklepów, dużych, małych, sławnych i niesławnych - no to aż się prosi miliard milionów miliardów
- i to też mój twór słowny ale oddający najtrafniej liczbę dwunogów przemierzających galerię: pierdyliard ludzi.
Ten właśnie pierdyliard z ogromną prędkością i przy znikomej uważności przebiegał pomiędzy jednym a drugim sklepem, kiedy próbowałam przejść do drzwi wyjściowych.
Obudził się mój uśpiony umysł mat-fiz i dedukuję tak: no to chwila, bo nawet jeśliby na podobną terapię w tym samym czasie samochodem przyjechało jeszcze 10 innych osób, a dodatkowe 150 do pobliskich biur i jeszcze dajmy na to 70 pracowników centrum, to i tak liczba potencjalnych (4000 - 10 - 150 - 70 = miliard milionów miliardów) kupujących robi wrażenie. Uprzedzam, że nie wliczam przyjezdnych tramwajami, autobusami a nawet rowerami. Aha no dobra jeszcze część przyjechała oglądnąć "Kler" - ale to już końcówka, więc jakieś powiedzmy 100.
Ja wiem, że dziś można upolować tysiące rzeczy taniej sraniej, a mikołajki, gwiazdki i pierdziastki za rogiem. Ja wiem, że kuchenka mikrofalowa kupiona dzisiaj smakuje portfelem inaczej a prostownica będzie jak w żaden inny dzień prostowała włosy najlepiej. A buty, torebka i telefon dopiero dzisiaj nabierają energii „weź mnie”. Ja wiem. No wiem.
Ale kiedy mój matematyczno-fizyczny umysł idzie spać i włącza się ten psychologiczny, to myślę sobie, że spece od marketingu to miszczeee. Uderzają w nasze czułe struny i wydobywają muzykę PLNów. A zakupy są znakomitym środkiem na zasypywanie wszystkiego, co trudne, niewygodne, nieprzyjemne. Smutek - bum zasypany. Niskie poczucie wartości - szzzzzzz (szelest przyjemnie brzmiącego opadającego na dołek skali wartości sweterka). Uczucie bycia niekochanym - ubierz się w nowe buty i nikt nie zauważy, że wątpisz w bycie istotnym. Uwaga, a teraz zdradzę pewien psychologiczny sekret: te działania są chwilowe i daremne, bo po zakupach (nawet tych w black frajdej) dziury zostają dziurami.
Wiem, że tym postem nie zmienię energii black frajdej ale może by tak zrobić coś na kształt BRAK frajdej - czyli zrobić coś dla kogoś, komu BRAKuje...

Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.