Dziś napiszę z perspektywy kobiety, nie psychologa (choć chyba w sumie od tego też nie ucieknę). Czekałam aż mi się to trochę ułoży w sercu. Ułożyło, więc piszę.
Ostatnio w maju na imieniny dostałam życzenia, które miały w swojej treści między innymi takie coś:
Modlę się o dar macierzyństwa dla Ciebie.
I po przeczytaniu poczułam ukłucie w sercu z racji tematu ale też dlatego, że poczułam, że ktoś wie lepiej, o co się dla mnie modlić.
Postanowiłam się tym z Wami podzielić, bo chciałabym uczulić naszą ludzką wrażliwość na to, że pewne tematy są tematami niezwykle delikatnymi i nawet dobre intencje nie ochronią przed bólem takiego działania. Wolałabym więc, żeby ktoś w dniu tych moich przysłowiowych imienin pamiętając o mnie napisał, że modli się za to, co dla mnie najlepsze. Albo, że modli się za moje szczęście, spełnienie, zdrowie. Albo po prostu „modlę się za to, czego potrzebujesz”. Bo nigdy nie wiemy, co tej osobie obdarowywanej modlitwą jest najbardziej potrzebne, wskazane czy właściwe.
Pisząc to pomyślałam, że to chyba też w sumie dotyka obszaru, z którym często przychodzicie na warsztaty. Świat zewnętrzny w postaci rodziny, znajomych, przyjaciół albo szerzej: kultury, religii, obyczajów sugeruje albo wręcz wskazuje, co będzie dla nas dobre. Albo raczej, w przypadku macierzyństwa, na co teraz już najwyższy czas…
Więc w imieniu swoim i tysięcy innych kobiet-nie-matek z własnego wyboru czy nie z wyboru, mam taką prośbę/propozycje: jeśli już chcemy się za kogoś modlić, to módlmy się „za najwyższe dobro dla takiej osoby” - a co nim jest, niech ona sama zdecyduje albo jeśli wierzymy w Siłę Wyższą, to z zaufaniem, że ona pokieruje.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.