Uwaga idzie taka jakby historia, bo mnie jakoś nabrało na wspominki.
W moim życiu przeprowadzałam się już wielokrotnie: państwa zmieniałam, miasta zmieniałam, mieszkania zmieniałam. Od 9 lat mieszkam w Wawie.
Przeprowadziłam się tu nie z własnej woli - trochę „tak wyszło”. Miałam tu zostać 1-2 lata a mieszkam już 9. Więc kiedy ktoś mnie pyta, czy lubię Warszawie, to właściwie dopiero od niedawna mogę powiedzieć, że lubię. Wcześniej moja relacja z Warszawą to takie trochę małżeństwo z rozsądku. Bardzo rozsądnie było mi tu po prostu zacząć mieszkać. I jakże klasycznie początki łatwe nie były.
Tuż przed Warszawą mieszkałam i pracowałam w Amsterdamie. Z cudownej Holandii sprowadziłam się do Wawy, więc przeskok dla mnie był duży. Moje pierwsze mieszkanie znajdowało się w bloku z wielkiej płyty z widokiem na hutę. Jak się potem okazało, nie tylko ja tam mieszkałam ale i z karaluchów pierdylion też. Nie wiem czy też z Holandii, nie interesowałam się ;)
Po przyjeździe szukałam pracy długo i do dziś pamiętam różne assesmenty (czyli takie procesy rekrutacyjne), w których mnie nie chcieli „Pani Joanno, dziękujemy za Pani czas ale...” Chlip chlip. Ileż ja się opłakałam w tym pokoiku na ostatnim piętrze i przeklinałam to parszywe miasto.
Ale jak to w każdej dobrej historii pojawia się promyk nadziei, więc krok po kroku znalazłam najpierw projekty, potem dłuższe realizacje, a potem wreszcie pracę. Poznawałam ludzi, miasto, możliwości ale chyba najważniejsze „poznawałam siebie”. Aha i oczywiście w międzyczasie ostrzegano mnie przed „warszawiakami”, którzy piją swoje latte karmelowe i mają wywalone na wszystko oraz że są hermetycznym środowiskiem do którego nie wpuszczają przyjezdnych. No to tu się rozczarowałam, bo w sumie jak tak patrzę wstecz, to poza pojedynczymi relacjami, które mi kompletnie nie wyszły, to głównie spotykam fajnych ludzi warszawskich w swym pochodzeniu ale nie tylko. Poznaję i lubię, tych pijących latte i tych jedzących gluten, tych pracujących w korpo i tych, którzy mają swoje warsztaty rzemieślnicze, tych piszących do gazet i tych, którzy to czytają, tych którzy ćwiczą i tych, którzy mają inaczej ;)
(Jaka jest puenta Asia, jaka jest puenta!? Ludzie już tu doczytali, czas do brzegu ;))
No właśnie. Jaka jest puenta? No taka, że chciałam tej Warszawie całej podziękować za te 9 lat i za wszystko, czym mnie obdarowuje, co mi zabiera, od czego odgradza, czym się dzieli a czym zupełnie nie chce. Dziękuję jej, że jest miastem kontrastów, radości i smutków, nowoczesności i starości, bogactwa i biedy, lokalsów i przyjezdnych. Dziękuje jej, że jest miastem hipsterów weganów jeżdżących rowerami, miastem powojennych wspomnień, miastem biznesuffff wielkich, wieżowców z klimą, teatrów wielu nurtów, parków w środku miasta, korków, parad, protestów, tęcz i beztęcz, bloków wciśniętych w każdy metr kwadratowy i domów za miastem :)
Warszawa to nie jest moje wymarzone miejsce do mieszkania ale jest miejscem, które obdarowało mnie możliwościami i zaskakująco ciepło przyjęło. Za to tej Warszawie całej jestem i będę wdzięczna.
Dzięki Warszawo :)
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.