Dziś mam apel niby do mężczyzn, ale w sumie to do kobiet… też. Sytuacja, z jaką mamy do czynienia teraz, mężczyźni przeżywają nieco inaczej niż my. W sumie to każdy inaczej, bo każdy jest inny. Ale chodzi o to, że facetom często trudniej jest opowiadać o tym, co w środku. Rzadziej sięgają po pomoc. I choć mają większe przyzwolenie społeczne na złość, wkurw, irytację - co teraz może pomagać rozładować emocje - to płacą za to wysoką cenę. Walutą jest mniejsza nasza zgoda na ich smutek, strach i bezsilność.
Chcemy (my kobiety i w ogóle my społeczeństwo) mieć ich silnych, przez co nie dajemy im szansy na bycie bezsilnym. A to jak w muzyce… nawet rytm ma przerwy. Bycie silnym non-stop sprawia, że stajemy się kamieniem. Po latach eksponowanej na zewnątrz siły, tracimy kontakt z bezsilnością i nawet już nie wiemy, jak ją okazywać. Boimy się bezsilności. Niewiedzy. Bezruchu. Łez. Pustki, więc sztucznie generujemy siłę. A sztuczna siła jest sztuczna. Siła osadzona w prawdzie, w sercu ma swoje najmocniejsze źródło. To jest moc. Bezsilność to nie wyrok. To pauza od siły, bo nawet siła musi odpocząć. Dziewczyny dajmy im odpocząć. Dajmy im popłakać, wtulić, wziąć oddech. Brené Brown nam kiedyś na warsztacie powiedziała:
Pokaż mi kobietę, która potrafi pobyć z mężczyzną w jego bezsilności, a pokażę ci kobietę, która wykonała swoją wewnętrzną robotę.
Teraz nasze dzieci pomimo tego, że nie są w szkole, to są w szkole życia. Uczą się od nas reakcji na strach, lęk, niepewność. Uczą się tego od mężczyzn i od kobiet. Uczą się co znaczy „być mężczyzną w trudnej sytuacji” i „kobietą w trudnej sytuacji”. Więc może pouczmy ich, jak być silnym i bezsilnym, odważnym i przestraszonym, radosnym i smutnym... człowiekiem. Nie facetem. Nie kobietą. Człowiekiem. To, w perspektywie całego życia, da im więcej niż całki, wykresy i mitochondria.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.