"Najpierw zalecz ranę, z której krwawisz, bo inaczej to poplamisz ludzi, którzy Ci jej nie zadali."
Takie coś wrzuciła wczoraj moja koleżanka u siebie na fb z podpisem „unknown”. Ktokolwiek to powiedział, to #sztos, #wpunkt, #trafionyzatopiony#zranionyzatopiony
Zajmijmy się tym chwilunię. Bo co to właściwie znaczy?

Ano znaczy tyle, że jak nas boli, to zamiast się tym zająć, to odbijamy ból i cierpienie w stronę innych. Pokłóceni wychodzimy z domu i w drodze do pracy wkurzamy się na innych kierowców. Sfrustrowani kończymy dzień w pracy i dystansujemy się chłodem od dzieci. Zrozpaczeni stratą, stajemy się cyniczni i sarkastyczni wobec szczęścia. Itd. Itd. Itd.
Im bardziej krwawi, tym bardziej staramy się to ukryć. Tyle tylko, że to nie pomoże. Bo rana, jak to rana - ma swoją kolejność gojenia. Odkazić, oczyścić, zszyć, zakleić, zabandażować i dać czas.
Czyli, żeby zająć się własną raną trzeba nam:
- świadomości, że to w ogóle jest, gdzie jest, z czego jest, jak się nią zaopiekować
- odwagi do zmierzenia z tym, co trudne
- być może pomocy kogoś z zewnątrz, a to oznacza konieczności „przyznanie się” do bólu
Droga łatwa nie jest. Si. Yes. Ja. No ale jaka jest alternatywa? Marna.
Więc aż się prosi o taki hasztag:#WeźZaleczSwojeBoPoplamiszMoje

Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.