Ostatnie tygodnie były dla mnie sinusoidą emocji. I choć sinusoidy lubię, tak mi zostało po mat-fiz, to jednak rzeczywistość czasem mnie przygniata. Moje doświadczenia nie są unikalne, są powszechne, bo stawiam stówę, że czytając to przypomnicie sobie moment, w którym czuliście podobnie. Chodzi mi o to, żebyśmy wszyscy w chwilach przytłoczenia mogli przypomnieć sobie jeden z 3 filarów self-compassion tzw. „common humanity” - co w wolnym tłumaczeniu znaczy, że doświadczenia są nam wspólne. Nikt z nas nie „jedzie za darmo”.
Kiedy pojawia się w naszym życiu uczucie, że świat „zwalił się nam na głowę”, to prawdopodobnie dokładnie tak jest. Rzeczywistość na chwile albo na zawsze zmienia swój kształt. Złamana noga (u mnie), a u was choroba, śmierć, rozstanie, zwolnienie, kłótnia, wypadek itd. kruszą „status quo”. Rozwala się plan dnia, porządek, spokój. Trzeba w sekundę zmienić plany, a zmiany dotykają cały system. A system nie lubi zmian. System lubi system. No, ale każdy system dąży do homeostazy, więc kiedy powoli łapiemy balans, zdarza się w naszych/waszych historiach kolejna rzecz. Choroba zwierzaka, wypadek, narodziny, operacja, strata pracy, zdrada, bankructwo, utrata danych, śmierć. Różne poziomy, różne zdarzenia, emocje te same.
Będąc na skraju wyczerpania trudniej nam mówić językiem miłości. Mówimy wtedy językiem „niecierpliwości”. To są te momenty, które nazywacie mi: „wiesz Asia wystarczy iskra, jedno zdanie i kłótnia gotowa” - z mamą, tatą, mężem, żoną, partnerem czy partnerką. Obrywa kolega i koleżanka z pracy. Klient w mailu dostaje chłód godny najlepszych polskich zim stulecia. Obsługa stacji benzynowej obrywa frustracją, a call center oblepiamy naszą irytacją.
Ponownie chaos, reorganizacja, komplet emocji. Cała paleta. U nas. U innych. Wszędzie. A potem jeszcze jedno albo dwa zdarzenia tego typu i opadamy z sił z myślami „ja pierdole, i co jeszcze”. I to jest kluczowy moment. KLUCZOWY.
Wyczerpani, zmęczeni, zrozpaczeni, wreszcie lądujemy pod prysznicem z płaczem, na podłodze tuląc siebie samych albo w łóżku skrywając wyjącą z rozpaczy twarz w dłoniach. Nieoceniona jest w tym cierpliwość osób, które są z nami i dla nas, które pomagają, stawiają się i nie zadają pytań, po prostu są.
Proszenie o pomoc, to nie jest moja mocna strona, ale myślę, że zdałam do kolejnej klasy. Odrabiałam zaległe zadanie domowe, prosząc bliskich i dalekich choć bliskich o pomoc. To taki czas „starych jak świat” odkryć, że przyjaźń i miłość to siatki ratunkowe, które ratują ducha.
Przepłakałam ostatnio tyle samo ile się śmiałam. Powkurzałam się tyle samo ile odczuwałam spokoju. Moje usta, które mogłyby powiedzieć coś życzliwego, zmieniały słowa w coś uszczypliwego. Szybowałam wśród wdzięczności i nurkowałam w ciemności. To chwile pełne odkryć o sobie samej (ładnych i brzydkich), o miłości rodziny, która mnie otacza i przyjaciołach, których mam. Odkryć po tych tygodniach zebrałam całe pęczki. Pęczki, z których zrobię bukiet. A ten bukiet wręczę wszystkim tym, którzy w ostatnich tygodniach pomagali mi ogarnąć, to co zwaliło mi się na serce i głowę, żeby nie powiedzieć nogę.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.