Podobno imię Joanna patrząc na łacińskie jego korzenie znaczyło: Bóg jest łaskawy albo Dar od Boga. No, nie będę się sprzeczać, bo trzeba przeszłości oddać szacunek i skoro tak się definiuje to imię, to przyjmuję z godnościommm ;)
Miałam być Natalią ale zostałam Joanną. To pewnie nawet lepiej. Natalię mam w backupie, gdyby co. Jak wiecie imię Joanna daje wiele możliwości. Asia, Aśka, Joasia, Joanna, Asiulek, Asieńka. No widzicie. Milion. A jak do tego dodać angielskie opcje to mamy pierdylion (realne przykłady z mojego zagranicznego obcowania):
- Dżoł the blond one (bo była ze mną jeszcze koleżanka brunetka Joanna) ;)
- Dżejdżej
- Dżoanna Śmura
- Dżoł
- Asza
- Ejzia
No trochę tego jest. W ogóle imieniny to taki ciekawy koncept socjo-społeczny. Świętujemy nadane zewnętrznie imię, z którym się utożsamiamy i spoko. Rozumiem. Takie logo. Taki brand. Ale do brzegu. Do brzegu. Płynę. Płynę. Chodzi o to, że dostałam sto lat temu na imieniny książkę „Dary niedoskonałości” autorstwa dr Brené Brown, która wywróciła Joannę i Natalię we mnie już pierwszymi słowami tej książki. Niewinna w wielkości ale boleśnie prawdziwa w doniosłości. To książka dla tych, którzy wikłają się w fantazje szukania akceptacji siebie samych w czymś zewnętrznym. Trąbię o tym na prawo i na lewo, więc wybaczcie, jeśli już słyszeliście ale to jest lektura obowiązkowa dla wszystkich. Nie tylko Joanny czy Natalii. Podzielona na rozdziały przywaliła stroną po stronie prosto w me serce.
Potęga miłości i przynależności (serio, pierwszy rozdział?! I już uderza w mój największy lęk). A potem 10 wskazówek, z których każda brzmiała jak obca planeta:
- Autentyczność (ja długo nawet nie wiedziałam jak się pisze to słowo)
- Życzliwość dla siebie (nie tylko nie wiedziałam przez jakie ż się to pisze, ale nawet nie wiedziałam przez jakie ż się je żyje i nie zbliżałam do tego słowa, bo wydawało mi się zarezerwowane dla słabeuszy)
- Odpuszczanie tłumienia emocji (odpuszczanie? Za żadne skarby. Żeby bolało?!)
- Wdzięczność i radość (kto ma na to czas w dorosłości?!)
- Intuicja i wiara (a co to ma wspólnego z nauką się pytam?)
- Kreatywność (skończyłam na plastyce w 8 klasie z wspaniałą skądinąd Panią Moskwą)
- Zabawa i odpoczynek (ja nie miałam czasu czytać tej książki a co dopiero szukać miejsca na zabawę)
- Spokój (reallyyyyy?!)
- Praca pełna sensu (dobra, tu może jest jakiś sens w tym rozdziale)
- Śmiech, taniec, muzyka (nie zdążyłam doczytać pierwszym razem, bo szukałam sensu w pracy).
No ale ta książka a potem jej kolejne nie dawały mi spokoju, więc wracałam do niej pokornie jeszcze sto razy. Powoli zaczynałam kumać, o co chodzi i, że może jednak jest w tym wszystkim jakaś prawdziwa prawda... aplikowalna na życie doczesne i wieczne amen. Nie wiem, kiedy są imieniny Brené ale życzyłabym jej w ten dzień odwagi wpuszczania ludzi w trąbę powietrzną przekonań, z której wychodzą lepszą Joanną, lepszą Natalią a nawet Aleksandrą (tak, moje trzecie imię ;))
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.