Czy ja płaczę? To nie jest dobrze postawione pytanie.
Dobrze postawione pytanie powinno brzmieć: jak często płaczę?
Często. Kiedy już nie mam siły. Kiedy coś mnie osłabi. Kiedy sama siebie osłabiam.
Kiedy się boję. Kiedy mi nie wychodzi. Kiedy coś się rozpada. Kiedy ja zawodzę. Kiedy zawodzi ktoś. Kiedy mówię czego nie chcę powiedzieć. Kiedy nie mówię, co powiedzieć powinnam, bo z milczenia rodzi się śmierć. Śmierć relacji.
Jest wiele dni, w których płaczę. Nie zawsze rozumiem dlaczego. Czasem od razu wiem, a czasem długo długo nie. Czasem zwyczajnie wymiękam. Czasem mnie coś przytłacza. Czasem chodzi o granice a czasem chodzi o ból. Czasem o ekspozycje. Czasem o miłość. Czasem o wielość bodźców. Czasem z wdzięczności. A czasem z bezsilności.
Np. ten cały ostatni tydzień jest takim, w którym łzy cisną mi się do oczu, z wielu powodów. Nie pytając o zgodę, mijają rzęsy i zgrabnie, w niemym uścisku wody opadają na wcześniej wiosenne policzki. Spływają zbierając do prawie-supermarketowego-koszyczka wewnętrzne napięcie, unoszą je na swoich łzawych barkach i wypuszczają na zewnątrz.
Łzy to zapowiedź. Zapowiedź transformacji. Zapowiedź pytania: i co teraz? W zależności od powodu łez, ta odpowiedź jest różna. Wiadomo. Nic odkrywczego. Ale odkrywcze dla nas może być to, że łzy zignorowane, łzy niewysłuchane, łzy niewidzialne dla nas i innych rezygnują z nas. Chowając je, wstrzymując, blokując im ścieżki, skazujemy je na zagładę. Nasz najbardziej naturalny kompas, North Star, magiczny most wnętrza z zewnętrzem kruszy się i po latach bez-łez, nie wiemy, co czujemy. Nie wiemy, co jest w środku.
Łzy to posłańcy a zasady mówią wyraźnie posłańców się nie zabija.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.