Która z nas hucznie świętowała dzień, w którym po raz pierwszy dostała okres?
Która z nas dowiedziała się, że tego dnia zaczyna się nasza przygoda z kobiecością a to ogromny powód do radości?
Która z nas w przekazach domowych i rodzinnych wyczytywała, że kobiecość jest boska, piękna i silna?
Która z nas wyrastała w środowisku, w którym doceniało się cechy przypisane kobiecości?
Która z nas choć nie zawsze rozumiała, co się zmienia w naszym ciele na progu nastolatkowości, to cieszyła się na te zmiany?
Która słyszała budujące komentarze na temat swojego dojrzewającego ciała?
Która?
Moje własne doświadczenia, dziesiątki historii zasłyszanych na sali warsztatowej i tych w indywidualnych rozmowach raczej świadczą o tym, że było tego mało albo w ogóle nie było. A potem, kiedy wchodzimy w wiek 20, 30, 40, 50, 60 lat, świat jeszcze dokłada swoje i mówi:
- Taką kobietą można być a taką nie bardzo.
- Taką powinnaś a taką nigdy w życiu.
- To ci wypada a z tym się skrywaj.
- Na to jeszcze dla ciebie za wcześnie ale na to już stanowczo za późno.
- Schudnij. Nie jedz. Jedz. Przytyj.
- Tego nie wolno mówić a o tym należy rozmawiać.
Osadzone w wątpliwościach, niepewnościach, a czasem nawet niechęci do stawania się kobietą, stawałyśmy się … kobietami właśnie. To nie jest łatwa droga. Bo jeśli przychodzi nam żyć z wybrakowaną kobiecością, to na niej budujemy wybrakowane związki, wybrakowane relacje i wybrakowane rodziny. Osierocone aspekty kobiecości czekają i tęsknią, żeby wreszcie zbudować z nami kompletną tożsamość. Własną tożsamość. Nie narzuconą ale swoją, własną, skrojoną na nas.
Ta zgrabnie poprzycinana do otoczenia, religii czy społeczeństwa, w którym się wychowywałyśmy kobiecość, nie daje możliwości sięgnięcia do pełni naszego potencjału. Ona nie ma jak rosnąć, nie ma jak z niej czerpać i budować na niej potężnej siły.
Moja droga do samej siebie też potrzebowała przejść (i wciąż przechodzi) przez krainę kobiecości. Kobiecości, która początkowo nie miała za dobrych warunków, żeby się rozwijać. Przycinana, tłumiona, ograniczana stworzyła się „jakaś” - skrojona idealnie na… wymiar ograniczających przekonań. Dorastając słyszałam z bardzo różnych źródeł:
- Lepiej by ci było być chłopcem, bo oni mają łatwiej…
- Ciało trzeba ukrywać a nie odkrywać!
- Czy złościsz się na to, że nie masz urody?
- Byłaś niemiła jak żmija - tak nie wypada!
- i parę innych, których przywoływanie wciąż powoduje ból wspomnień.
Więc teraz w dorosłości, żeby zbliżyć się do autentyczności i szukać odpowiedzi na pytanie, kim tak naprawdę jestem, to trzeba było mi dowiedzieć się, jaką jestem kobietą. Trzeba mi było oswoić się z myślą, że bycie kobietą i kobiecą jest ok. Więc eksploruję temat. Poszukuję siebie. Poszukuję kobiety we mnie. I pewnie jak z całością rozwoju osobistego, to się nie skończy, bo to lekcja na całe życie.
Kończę ten wpis z intencją prawdziwej wolności i akceptacji dla wszystkich odsłon kobiecości w każdej z nas.
PS Jest cała masa dobrych warsztatów z tej tematyki. Jeśli będzie potrzeba Wam wiedzieć, to chętnie pokieruję. Niech kobiecość kwitnie - na przekór jej "przycinaczom" ;)
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.