Wiecie... i tu nie chodzi o ciało, choć pewnie to jedna z interpretacji, którą może przywołać ta rzeźba. Tu chodzi o wszystko to, co musimy zrzucić, żeby odzyskać siebie. Żeby z licznych warstw wszystkiego tego, co na siebie przez lata nałożyliśmy, wydobyć najprawdziwszą prawdę o sobie.
To może więc chodzić o powiedzenie:
- nie dobiję się trzecim kieliszkiem czerwonego wina, spojrzę lękowi w oczy
- agresywne zachowania właściwie nie pomagają mi poczuć ulgi, może na chwile tak, ale to nie jest sposób na życie
- nie zwolnię brutalnie 100 osób, bo to nie jestem ja
- koniec z tym przymusem uśmiechania się i byciem "poprawnym"
- nie ukrywam już swoich potrzeb, mówię o nich sobie i innym
- już mam dość udawania kogoś, kim wiem, że już nie jestem
- nie chowam się ze swoją płcią, wyznaniem, pochodzeniem
- emocji nie stłumię, emocje przeżyję i pokażę
- nie będę ukrywać własnych historii, opowiem, namaluję, wyrzeźbię.
Dla mnie ta rzeźba Gabriela D’Orazio, którą dziś pokazała mi moja cudowna Sandy, to przypomnienie w czym próbowałam tak długo się schować. W czym myślałam, że znajdę schronienie. Anorexia. Bulimia. Depresja. Trzy moje przyjaciółki na kolejnych etapach życia otulały mnie z każdej strony, mówiąc, że one tylko mnie nie opuszczą, tylko one ze mną będą i że właśnie dlatego nie potrzebuję nikogo a najbardziej nie potrzebuję siebie samej. Zaoferowały, że to one staną się mną.
Pierwsza odbierała mi życie gram za gramem. Druga odbierała radość uśmiech za uśmiechem. Trzecia odcinała światło promień za promieniem. Tak bardzo boimy się bólu życia, że ukrywamy się świadomie lub nie za schematami, przekonaniami, chorobami, relacjami. Powrót do siebie to odważna podróż najpierw w głąb a potem na zewnątrz. To oceany, to góry, doliny, burze, susze ale to też rzeki, jeziora, łąki i lasy. Piszę to leżąc w łóżku w Stanach w drugim tygodniu intensywnej pracy warsztatowej i patrzę wstecz na moje życie, na mój umysł, na moje ciało, na moją duszę. Ściąganie tych warstw się właściwie nie kończy, to praca na całe życie. Od paru dni zdejmuję warstwa po warstwie, z zaskoczeniem, ryzykiem, podziwem, strachem, niepewnością, dumą patrząc, kim się w tym procesie staję, co w sobie odkrywam. Pamiętam dobrze, jak to jest być w ukryciu, pamiętam jakie to koszty, pamiętam jakie to nie-życie. I pisząc wczoraj taki tekst, moje palce nagle na koniec umieściły takie oto zdanie: Dawniej w moim życiu rządził wstyd, teraz czas na królowanie odwagi.
I nie miałam intencji, żeby to jakoś tak podniośle zabrzmiało, ale chyba trochę tak dudni. Chodzi mi o to, że każdy z nas ma swoją drogę do przejścia. Do skucia warstw, które niepostrzeżenie stały się nami. I każdy z nas się w tym procesie zmęczy, zwątpi, przeklnie siebie i innych ale wstanie, otrzepie, założy na barki empatię i będzie kontynuować. Bo smak wolności jest dużo pełniejszy, niż smak uwikłania, który mylimy z bezpieczeństwem.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.