Dostałam od Was wiele sygnałów - tutaj w komentarzach, w mailach, smsach i inno-formatowych wieściach po tym wpisie o Danii. Dziękuje. Bardzo. Bardzo. Przepiękne.
Daleko mi do bycia jakimś kimś, kto nadaje się do udzielania rad czy wskazywania "co się powinno". Czuję, że to trochę jak w jodze... gdzieś po 15 latach praktykowania podobno powoli kończy się etap początkującego i zaczyna odrobinę wyższy stopień wtajemniczenia.
Czuję, że i tu ciągle jestem początkująca, ale chcę jeszcze dodać parę słów do poprzedniego wpisu, bo Wasze myśli i słowa dawały mi dużo do myślenia.
Nie jestem zwolennikiem idei "rzuć szybko wszystko, co masz i zacznij życie bez etatu i to najlepiej z pasją". Bliżej mi raczej do myśli, ze jeśli coś Ci nie daje spokoju i chcesz to zmienić, to niech to będzie prze-myślana i prze-czuta decyzja ze świadomością, jakie mogą być jej korzyści i koszty.
Bo jeśli poziom braku satysfakcji z bieżącej rzeczywistości jest wysoki, do tego mamy wizje lub przynajmniej intuicje, co dalej oraz wiemy jakie trzeba zrobić pierwsze kroki, to ewidentnie czas zmiany nadszedł. U mnie tak właśnie było.
Dodatkowo jak mówi "wzór na zmianę", jeśli wszystkie te trzy elementy są silniejsze niż opór przed zmianą, który oczywiście się pojawi (nie ma co się łudzić nawet, że go nie będzie ;), to jesteśmy gotowi działać/zmieniać czyli:
- odejść z etatu
- wrócić na etat
- zmienić firmę
- założyć własną
- zawalczyć o awans itd.
(Aha i... pamiętajmy, że droga do wolności nie wiedzie tylko jedną trasą - czyli w stronę freelance'owania, pracy z kawiarni i własnej działalności. Są też inne jej ścieżki ;)
I wiecie... Ja bym swojego oporu i strachu przed zmianą nie pokonała, gdyby nie:
- Wsparcie Przyjaciół i Rodziny
- Zaplecze finansowe najpierw w formie własnych oszczędności a potem pożyczki
- Dość klarowny obraz tego, co i jak chcę zrobić dalej
- Wyrozumiałość dla siebie (początkowo chyba najtrudniejszy element z tej listy)
- Przyzwolenie na rożne emocje - na strach, niepewność, złość, irytację, frustracje, smutek, żal i gniew
- Umiejętność proszenia i pytania o różne rzeczy, co też łatwe nie było, bo przecież "powinnam to i tamto wiedzieć i radzić sobie"
- Modlitwa - i tu nie ma znaczenia co wyznajecie i czy wyznajecie - to chodzi bardziej o rodzaj skupienia, pielęgnowania dobrych myśli, wdzięczności i spokoju.
Do tego wszystkiego musiałam wyposażyć się w tonę:
- Cierpliwości
- Konsekwencji i wytrwałości
- Wiary w to, że to ma sens i się uda
- Zaufania do siebie i swoich kompetencji
I dopiero taka kombinacja tych wszystkich elementów zaprowadziła mnie tu, gdzie dziś się z Wami spotykam.
Piszę o tym, bo często czytam o szybkich, romantycznych i bezproblemowych historiach biznesów podążających za głosem serca, które pomijają informacje o pieniądzach, emocjach i błędach będących nieodłącznym elementem takiej drogi. To może dawać złudne wrażenie, że taka zmiana jest prosta i nie ma co się zastanawiać tylko raz dwa zmieniać i "jakoś to będzie". Jest nad czym myśleć.
Warto. A nawet trzeba.
To pomaga. Mi pomogło.
Tygodnie myślenia, kalkulowania, cieszenia, płakania i decydowania - opłaciły się.
Zmykam, bo już wsiadam do samolotu.
Dobrego dnia, myślenia, kalkulowania i słuchania intuicji.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.