Jest kilka słów w angielskim, które wykręcają mi język jak żadne inne. Więc, żeby je godnie wokalnie udźwignąć albo muszę być dobrze wyspana albo łatwiej mi z nimi idzie po wspaniale wyściełającym podniebienie kieliszku białego wina. Wiadomo ;)
A tymi słowami są:
- Vulnerability
- Worcestershire
- Isosceles
- Serendipity
Ale to ostatnie słowo z powyższej puli kocham najbardziej. Bo oprócz językowego wyzwania jest totalnie-ultra-mega piękne w tym, co oznacza. Otóż oznacza ono takie cuda:
- naturalną zdolność do interesujących lub wartościowych odkryć przez przypadek
- dar znajdowania wartościowych lub przyjemnych rzeczy, których się nie szuka
- szczęście, powodzenie.
No i ja myślę, że ja mam szczęście do doświadczania tego słowa w praktyce. Jednym z takich potwierdzeń tego doświadczania jest miejsce, w którym prowadzę część moich sesji coachingowych. Inner Garden w Warszawie to miejsce, jak sama nazwa wskazuje, magiczne. Przypomina o tym, co za cuda uprawiamy sobie w środku siebie, przypomina o wewnętrznym ogrodzie. Zadaje pytania, o co dbamy, a co zaniedbujemy. Co pielęgnujemy, a co porzucamy - i chyba nie ma piękniejszej analogii do tej pracy coachingowej czy terapeutycznej jak praca nad wewnętrznym ogrodem. A do tego jest tam zwyczajnie przepięknie! Powtórzę: wizualnie przepięknie. Mniam! A ja lubię jak jest pięknie. Mniam mniam!
Natomiast co do samego coachingu indywidualnego, to jedne z hojniejszych zdań, jakie usłyszałam niedawno brzmiały:
- „Nie wiem, czy to jest temat na coaching, ale wiem, że to jest temat do pracy z Tobą” :)
- „Z Tobą się jednak nie da płytko, w żadnej konfiguracji. Do cna, do dna, do głębokości, nie inaczej. Kolejny materiał do pracy, nie będę się ku*^a nudzić, nigdy nie będę” :)
- „Jezuuuu jak mi lepiej po tej sesji” :)
I miałam kiedyś taką fantazję, że z doświadczeniem będzie mi ubywać wątpliwości dotyczących własnych kompetencji... A ja przynajmniej raz w tygodniu mówię do siebie albo innych, że TA sesja będzie już ostatnią, że ja wątpię, czy robię ten coaching dobrze, że może zapiszę się jeszcze na taki czy śmaki kurs, żeby nauczyć się jeszcze tego i tego i tego, i wtedy będę umieć. A na superwizji jedno z pierwszych moich zdań najczęściej brzmi: Ja to nie wiem, czy ja się do tego nadaje ;) #klasyk
Ale jak sobie wracam od tych wątpliwości „do wewnętrznego pionu”, że jednak to potrafię i robię to godnie, to zachwycam się sesjami z Wami. Zazwyczaj temat, który Was przyprowadza spełnia tylko taką funkcję, że ma Was przeprowadzić przez drzwi do gabinetu. Ale już często na pierwszej (albo kolejnej) sesji okazuje się, że temat przyprowadzający jest na chwili chwilkę, bo kiedy tylko zamkną się drzwi gabinetu na arenę wkracza temat wiodący, zasadniczy, kluczowy. I to TEN drugi temat choć tak naprawdę stając się pierwszym zaczyna być jak roślina w ogrodzie - oglądana, przycinana, rozwijana, pielęgnowana. Ja mam dokładnie tak samo, kiedy jestem klientem coachingowym. Jestem pewna, że przychodzę z czymś, coś tam i to ważne, najważniejsze, mega kluczowe a stopniowo okazuje się być on przykryweczką czegoś innego. #aniechmnie
Więc w skrócie do pięknego Inner Garden, czy gdzie tam akurat będziemy pracować, przyjdziecie z jednym tematem a prawdopodobnie wyjdziecie z innym... tudzież innymi ;) Na pusto nie wyjdziecie na pewno.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.