W książce "Z odwagą w nieznane" pojawia się opis czegoś, co nazywamy kolektywną radością. Radością dzieloną z innymi, bo doświadczaną wspólnie. A ponieważ może tak być, że różne rzeczy wyzwalają w nas radość, najpełniej się jej doświadcza, kiedy cieszymy się z tego samego. Takie coś dzieje się między innymi na koncertach, bo zazwyczaj wszyscy jego uczestnicy są tam z tego samego powodu. Artysty. A, że muzyka jest językiem ponad podziałami, to radość wspólne generowana jest w jakimś sensie czysta, niezakłócona. Wśród uczestników koncertu rozciąga się bowiem niewidzialna więź, łącząca nas w jednym. W bliskości i miłości do muzyki, sztuki, słowa.

Jak pisze Brené Brown:
Zbiorowe przeżywanie emocji nie tylko przypomina nam o tym, co jest możliwe w relacjach międzyludzkich, ale również o tym, jak się przedstawia prawda o ludzkim duchu.
Edyta Górniak towarzyszy mi od zawsze. 8 lat różnicy między nami sprawia, że dorastałam z nią, zakochiwałam się z nią, to z nią leczyłam serca, szłam na studia przy jej muzyce, wyjeżdżałam i wracałam do Polski mając w słuchawkach wszystko od "Kasztanów", przez "Litanię", po "Nie proszę o więcej".
W sobotę byłam na jej koncercie po raz czwarty. I tutaj, tak jak na poprzednich, potrafiłam zaśpiewać każdy tekst. Nie zrobiłam tego z szacunku do współtowarzyszy ale mogłabym... ;)
Kurde... muzyka to potęga. Potężna potęga. Dodaje odwagi. Leczy rany. Utula do snu. Pomaga znosić cierpienie. Daje uniesienie. Towarzyszy w świętowaniu. Muzyka wpływa na wszystko. Tak jak ryba.

Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.