Jest taki święty świetny Graal. Ta cudowna, wspaniała, jedyna w swoim rodzaju mikstura, zwana eliksirem zwycięzców... Ah ta cudowna pewność siebie.
Sporo z nas za nią tęskni. Wiem, że nie wszyscy, nie wszyscy też w równym stopniu ale wielu z nas upatruje w niej właśnie źródła swojego potencjalnego sukcesu.
Bo jak już będę pewna siebie to…
Kiedy nabędę pewności siebie, to będę mógł…
... i powstaje lista otwierających się możliwości.
Mamy nawet w głowie wzory takich osób, które określamy jako "osoby bardzo pewne siebie". Słyszę prawie na każdym warsztacie: Wiesz Asia… ona jest taka pewna siebie, nic ją nie rusza. On jest pewny siebie i niczym się nie przejmuje. Idzie jak burza. Niczego się nie boi. Wszystko ogarnia.
I mnie to zastanawia, a nawet więcej niż zastanawia. Taka niezachwiana pewność siebie może też być paradoksalnie sygnałem o niskim poczuciu własnej wartości ubieranym w przekonanie o swojej zajebistości. Takie osoby, mogą być tak przerażone samą myślą o tym, że ktoś może odkryć ich "niedobory", że przykrywają ten deficyt nie jedną a trzema warstwami pewności siebie.
Na początku mojej przygody z psychologią, kiedy się o tym dowiedziałam, to nie chciało mi się w to wierzyć z dwóch powodów. Po pierwsze odbierało mi to wzór do którego dążyłam a po drugie przecież to bez sensu, tak na pierwszy rzut oka. Ale z czasem zrozumiałam patrząc na siebie samą i na innych, że nie wszystko, co widać na wierzchu jest prawdą. Potrafimy uwikłać się w różne sposoby maskujące nasze braki. I im dłużej się w nie wikłamy, tym trudniej potem je ściągnąć - a noszenie takiego ciężaru pt. "radzenia sobie ze wszystkim zawsze i wszędzie" na dłuższą metę jest wykańczające.
Sporo tych uwikłań odnajduję w liderach, w mamach, tatach, mężach, żonach, właścicielach firm, menadżerkach, którzy nie tylko w sobie jako człowieku ale też w swojej roli zawodowej czy życiowej, nie znajdują miejsca na słabość, na strach, na łzy. Ubierają się więc szczelnie każdego dnia w opinie innych ludzi, które brzmią:
- Jak ty sobie ze wszystkim świetnie radzisz.
- Jesteś niezawodny.
- Ty na pewno będziesz wiedział.
- Jak ty dajesz tak radę.
- Jesteś taka pewna siebie.
- Nic ci nie przeszkodzi, co?
- Niczego się nie boisz. Chciałbym tak.
- Dla ciebie to prościzna.
- Jesteś taki twardy.
- Panujesz nad emocjami jak mistrz.
I im szczelniej się ubierają w te zdania, tym bardziej w nie wierzą aż w pewnym momencie, kiedy już "nie dają rady" zaczynają się dusić. A jedynym wyjściem z takiej sytuacji, jest skruszyć tę idealną tożsamość. Trzeba ją rozwalić, żeby wpuścić w siebie samych prawdziwe życie. No ale kruszenie tej tożsamości łatwe nie jest z wielu powodów. Jednym z nich jest zaskoczenie, które pojawia się wśród osób z naszego otoczenia. To trudny moment. Dla niektórych bardzo trudny. Część ludzi odchodzi, bo nie chce oglądać "słabości" nowego JA, część zostanie i co ciekawe, część dopiero przyjdzie. Dlaczego? Bo dopiero w tej rysie dostrzeże w nas człowieka.
Co to oznacza w praktyce?
Po pierwsze: Ano to, że jak już przyjdzie moment na skruszenie tej idealnej tożsamości, to warto sięgnąć po wsparcie. Proces odradzania jest piękny i trudny ale najważniejsze jest to, że nie musi być samotny. Można poprosić o pomoc i to nie jest słabe. To jest dopiero pewność siebie, przyznać się do słabości. Tiahaaa!
Po drugie: Ano to, że wszyscy mamy twarde i miękkie strony. Jasne i ciemne części. Pewne i niepewne. Udawanie, że mamy tylko jedną część i to zazwyczaj tą super czadową i pewną siebie jest niepełnym obrazem. A ja chcę widzieć pełnię. Całość. Całego ciebie. Totalnie!
I po trzecie: Nawet przyroda nas uczy, że wszystko zbudowane jest z małych, delikatnych, łatwo zniszczalnych cząstek - które dopiero w całości tworzą siłę. Bądź jak drzewo. Bądź jak chmura.
Bądź sumą swoich słabości!
No weź. Bądź.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.