Ładnie brzmi co nie? Tylko, co to znaczy? Well...
Chodzi o to, że w wyniku doświadczeń naszych zgromadzonych przez całe życie uczymy się, że coś jest bezpieczne albo nie i na dodatek jest bolesne. Czyli np. mówienie o swoich tajemnicach ze szkoły nie jest przyjmowane z rozkoszą i uwagą, więc uczymy się, że nie opłaca się otwierać i zamykamy bramy.
Uczymy się, że przyznanie się do miłości jest wystawieniem na wyśmianie, bo kiedy rodzina się dowiedziała, że się kochamy w Tomku, to żartowali przez pół roku. Uczymy się więc, że nie opłaca się otwierać i zamykamy bramy.
Kiedy zgłaszamy się do olimpiady w szkole i ją wygrywamy, zyskujemy miano kujona i uczymy się, żeby lepiej się nie wychylać i być w cieniu, i zamykamy bramy.
Kiedy rozwijamy swoją seksualność, poznajemy swoje ciała i dowiadujemy się, że to nienormalne i niemoralne, to uczymy się, że seksualność to zło i zamykamy bramy.
A bramy z czasem tak się zakleszczą zespawane niewypłakanymi łzami, że po latach uwierzymy, że tam świata za tą bramą nie ma. Ale są tacy wśród nas, którzy się obudzą sami albo zostaną obudzeni zdarzeniami i przypomną sobie, że za tą bramą jest inne życie. Tylko, żeby ją ponownie otworzyć, to trzeba nam rozwijać mięśnie radzenia sobie z życiem inaczej niż do tej pory.
Żeby wyważyć bramę, trzeba wzmocnić mięśnie stawiania granic. Mięśnie zdrowej asertywności. Mięśnie pięknego poczucia własnej wartości. Mięśnie odwagi.
Mięśnie powyższych możemy rozwijać aż będą stalowe, ale nigdy stalowe nie może stać się nasze serce, bo jeśli ono rozbłyśnie twardym metalem zbroi, to miłość, poczucie wartości, kreatywność, seksualność, intymność, innowacyjność uduszą się pod ciasnymi klamrami metalowych bram.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.