Comparative suffering. Czyli mówiąc prawie po polsku – porównywanie cierpienia albo cierpienie porównawcze. Tłumaczone tak czy inaczej, mówi o tym, że mamy tendencję do tego, żeby przyrównywać jedno cierpienie do drugiego, w nadziei że skala tego „gorszego” ulży pierwszemu.
Wyglądać to może tak:
- Mam ciężki dzień. Wszystko leci mi z rąk, nie mogę się skupić, boli mnie głowa.
- Weź… to jest nic. Gdybyś... miała dzieci, to takie dni byś doceniała. Weź się w garść. Popatrz ile ja mam na głowie.
I oprócz tego, że mamy tu do czynienia z jakąś formą oceny, to jeszcze można założyć (doszukując się mimo wszystko empatii) próbę pocieszenia drugiej strony, że to przecież nic takiego. Tyle tylko, że to tak nie działa. Nie można porównywać jednego z drugim. Dla kogoś kłótnia z dzieckiem może być źródłem cierpienia, złości czy smutku a dla kogoś innego stłuczka, która pociąga za sobą nagłą zmianę planu misternie ułożonego dnia wywołuje te same uczucia. I nie można porównywać. Tfu… wróć. Można, ale to niczemu nie służy. Nikomu nie jest przez to łatwiej. I oczywiście zachowanie perspektywy czy tzw. zdrowego rozsądku jest w cenie ale nie za wszelką cenę. Dajmy sobie przyzwolenie na przeżywanie tego, co trudne bez przykładania do tego miarki porównawczej.
Tam był przykład porównywania z udziałem drugiej osoby, ale my sami sobie też potrafimy to znakomicie robić wpadając w pułapkę myślenia w stylu "ja nie powinienem się odzywać, bo inni mają przecież dużo gorzej", "powinnam się cieszyć z tego co mam, a nie ciągle tęsknić za czymś".
Jeśli czujesz, że Ci źle, to znaczy, że Ci źle. Nawet jeśli wyrośliśmy w domach, które mówiły "Płaczesz? A co niby się stało? To?!? Ja zaraz Ci dam prawdziwy powód do płaczu" albo "Dziecko, to nie jest powód do płaczu, inne dzieci nie mają tego, co ty i jakoś nie płaczą". I to łatwo z nami zostaje na długie lata. W dorosłości też myślimy, że nie wypada z tego czy innego powodu się smucić albo odczuwać ból. Więc powtórzę – skoro czujesz, że Ci źle, to znaczy, że Ci źle. Chowanie tego w sobie nie pomoże "tym innym, którzy mają gorzej". Co więcej to i nam nie pomoże. To, co pomoże, to wystarczy, że poświęcimy temu choć trochę uwagi, zaopiekujemy się tym i wtedy jest szansa, że sprawniej sobie z tym, co nam się przydarzyło i uczuciami z tym związanymi, poradzimy.
Niech myśl o tym, że coś jest głupim powodem albo nieważną bzdurą, nas nie blokuje przed szukaniem wsparcia i pomocy. Jeśli coś boli, to znaczy, że boli i nie trzeba sięgać do encyklopedii czy Googla, żeby sprawdzić, czy to się kwalifikuje na ból.
Jestem psychologiem specjalizującym się w tematyce wstydu i odwagi. Współpracuję z osobami i zespołami świadcząc usługi coachingowe i szkoleniowe zarówno dla klientów prywatnych, jak i biznesowych.